Google+

SABATOWKA Z HISTORIA W TLE

23

14 sierpnia 2013 - autor: MIŚKA

GÓRNY SAD LATEM

Są takie tematy, które nie dają o sobie zapomnieć. Od kilku dobrych lat spokoju nie daje mi pomysł opisania Sabatówki od strony historycznej. Nie jestem historykiem, więc z uporem maniaka spychałam ów pomysł na dalszy plan, a on – jeszcze bardziej uparcie – powraca.

Chodząc polami przynależącymi do Sabatówki co rusz można się było natknąć na pozostałości po dawnych domach. A to rosły maliny, to róże, to znowu pojawiał się wypłaszczony teren, na którym niegdyś mógł stać dom. Przy drodze stały niepozorne lecz zawsze pełne studnie, między drzewami Heniek znalazł piwniczkę ziemną. Z biegiem czasu ślady wcześniejszej wioski powoli zaczęły zanikać, maliny całkiem zdziczały, róże ustąpiły miejsca pastwiskom. Już na studiach, w związku z zaliczeniem dialektologii, wybrałam się do jednej ze starszych mieszkanek Bełwina żeby nagrać kasetę o dziejach wioski. Nie spodziewałam się relacji przerywanej płaczem wywołanym wspomnieniami wojenny. Od tamtej pory, kiedy przechodzę polami, powracają pytania dotyczące historii miejsca, w którym obecnie żyjemy.

W DRODZE NA NADGRODZENIE

Na skutek zbiegu okoliczności moim przewodnikiem po Bełwinie został pan Zenek Majer. Jego relacja dotyczy głównie okresu I wojny światowej, gdyż historia tamtych czasów stała się hobby Pana Majera. W drodze towarzyszyli mi także obecna sołtys – Pani Bożena Guła oraz mój mąż.

SOŁTYS BEŁWINA PANI BOŻENA GUŁA

Wyjechaliśmy ze stadniny UAZ-em Pana Zenka w kierunku starego cmentarza, do niebieskiego szlaku Jana Vita.

Cmentarz – nasz pierwszy przystanek. Tu, pośród grobów, mieściła się wartownia nr 5. Pan Majer pokazał nam, gdzie stała cerkiew i dzwonnica, z której – podczas II wojny światowej – dzwon ściągnięto i gdzieś zakopano z obawy przed przetopieniem przez Niemców. Oparty o drzewa stał zniszczony cmentarny krzyż. Z traw i pokrzyw wystawały nagrobki z lat ’60 XXw oraz starsze, murowane. Niestety, nagrobki z charakterystycznymi drewnianymi krzyżami z daszkiem już w zasadzie nie istnieją. A jeszcze kilka lat temu, gdy przejeżdżałam konno drogą prowadzącą nad cmentarzem, widziałam je wyłaniające się z mgły. Kilka osób ze wsi podjęło się prób ratowania cmentarza. Bełwin to stara wieś, o której wspominano w pismach już w XVIIw i niejedna rodzina ma na cmentarzu groby swoich krewnych. We własnym zakresie mieszkańcy koszą więc trawę, pilnują żeby chwasty nie opanowały całego terenu, dbają, by oznaczenia cmentarza były widoczne dla przejeżdżających, w listopadzie zapalają znicze. My w miejsce wartowni trafiliśmy w maju, już po kwitnieniu zawilców, kiedy las okrył się zielenią.

NA CMENTARZU

STARY CMENTARZ W KWIATACH

KRZYŻE WŚRÓD LIŚCI

GROBY STAREGO CMENTARZA

STARY NAGROBEK

W opowieści o wartowni Pan Zenek cofnął się do czasów I wojny światowej, kiedy to na terenie Bełwina, Chałupek Bełwińskiech i Woli Maćkowskiej stacjonowały wojska austrowęgierskie. Jedno z dokładniejszych świadectw tamtych czasów można znaleźć we Wspomnieniach z mojego pobytu w Przemyślu podczas oblężenia rosyjskiego 1914-1915 autorstwa Czecha – Jana Vita:

„W końcu listopada zaczęły się nasze patrole do wąwozu bełwińskiego przez Wolę Maćkowską i Chałupki Bełwińskie na Nadgrodzenie, gdzie była jedna z głównych wartowni. Stamtąd wracaliśmy doliną Łętowianki, zatrzymując się na cmentarzu bełwińskim. (…) Na początku grudnia postawiono przy cmentarzu nowa wartownię, główną, nadając jej numer 5. Chętnie chodziliśmy  tam na służbę, bo panował tam względny spokój. (…)

Wieczorne patrole prowadzili podoficerowie, ranne należały wyłącznie do nas [oficerów] i połączone były z wartą w Wapowcach na wzgórzu 358. Te poranne spacery pięknym wąwozem Łętowianki przy ośnieżonych lasach były pełne rozkoszy.

Początkowo na cmentarzu bełwińskim zbudowaliśmy podziemną chatkę. Koło ogrodzenia zrobiliśmy do niej podkop. Wyposażyliśmy ją w ławki, stół, w nawet zarekwirowaną we wsi kanapę. Nikt nie dałby wiary, jak nam się tam smacznie spało, mimo że było to na cmentarzu. Różnych patroli i służb ciągle nam przybywało. Z tego też względu zbudowano wspomniany posterunek wartowniczy nr 5.”[i]

POZOSTAŁOŚCI PO EKSHUMACJI

STARY KRZYŻ

Opuściliśmy teren wartowni i pieszo ruszyliśmy w kierunku kolejnego cmentarza. Pierwszy raz zobaczyłam go pół roku wcześniej podczas przejażdżki konnej z Henkiem i Panią Jagodą. Wtedy to dowiedziałam się, że cmentarz został odnaleziony i oczyszczony z roślin właśnie przez Zenka Majera i jego kolegów. Oni też ufundowali tablicę upamiętniającą poległych w czasie I wojny światowej.

Gdy doszliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się wygrodzony żerdziami teren rozpięty pomiędzy starymi czereśniami. To one oraz wiadomości zasłyszane od mieszkańców pomogły Panu Majerowi odnaleźć i wskrzesić miejsce pochówku poległych tu żołnierzy. Pośrodku cmentarza stoi teraz kamienny pomniczek z tablicą informacyjną.

29 października 2008 roku w „Życiu Podkarpackim” ukazał się artykuł dotyczący okoliczności powstania oraz odnowienia cmentarza. Z opowieści Pana Krzysztofa Kuczerepy – wnuka Andrzeja Sadowskiego zatrudnionego przy zbieraniu ciał poległych żołnierzy – wynika, iż w czasie walk w lutym i marcu 1915 zginęło w lasach bełwińskich ponad tysiąc żołnierzy, a zbieranie szczątków poległych trwało kilkanaście dni. Wtedy to, na skraju lasu, powstał cmentarz, który obsadzono czereśniami. Wraz z upływem lat zbiorowe mogiły pochłaniał las, a od lat ’70 XXw nikt nie potrafił wskazać, gdzie mieścił się cmentarz.[ii]

Staliśmy przed bramą cmentarza. Pan Majer opowiadał, jak zbierał informacje od rodziny Kuczerepów, żeby odnaleźć cmentarz. Znalazł czereśnie i resztki zbutwiałego dębowego krzyża. Wykarczował teren. Do prac oczyszczających dołączyli jego koledzy. Odsłonięte zostały narysy zbiorowych mogił. W końcu postawiono pomnik z tablicą. Jak powiedział  dla „Życia Podkarpackiego”:

„… nie może być tak, żeby las całkiem pochłonął cmentarz. Przecież tu leżą ludzie i niezależnie od tego, w jakich mundurach walczyli i ginęli, należy im się pamięć. (…) Chodź to odludzie, jednak może czasem ktoś tu trafi, przystanie, pomodli się i pamięć nie zginie.”[iii]

POMNIK NA CMENTARZU WOJENNYM

Zadumaliśmy się. Pani Bożena wspomniała, że cmentarzem opiekuje się nasz przewodnik. Kosi trawę, robi drobne naprawy, zapala znicze. Za rok będzie rocznica walk. Może wtedy więcej osób przypomni sobie o tym miejscu, o setkach zabitych…

Jan Vit tak opisuje walki:

„17 lutego pełniliśmy służbę w wartowni głównej nr 4. W południe wymieniła nas niespodziewanie jedna z kompanii 33 pułku. Podejrzewaliśmy, że wiąże się z tym coś niedobrego. I rzeczywiście, na drugi dzień przeżyliśmy fatalny bój na nadgrodzeniu.

Dnia 18 lutego wcześnie rano, o godz. 3 cały pułk wyruszył celem odzyskania odcinków 4 i 5. Pomagać miał nam kapitan Hluchy, którego zadaniem była penetracja wąwozu bełwińskiego. Miał on wymaszerować dwie godziny wcześniej niż my.

W ciemności weszliśmy do lasu na Nadgrodzeniu od strony fortu IX. Uformowaliśmy się w tyralierę. Nasza kompania stanowiła  załogę lewego skrzydła. Przeszliśmy cały las. Z Rosjanami spotkaliśmy się w pobliżu Bełwina, gdzie na wysokości 361 m [n.p.m.] mieli swe okopy. Atakiem na bagnety wyparliśmy ich, zajmując skraj lasu. W czasie ataku rozerwała się nasza tyraliera, wobec czego straciliśmy kontakt z pozostałymi kompaniami pułku. Sytuacja stawała się bardzo niebezpieczna, bo po chwili Rosjanie zaczęli nas otaczać od prawej strony. Podeszli do nas lasem na odległość 30 kroków. Zaczęła się gwałtowna wymiana ognia. Usłyszałem krzyki rannych.(…)

Z naszego pułku rannych i zabitych było aż 350 żołnierzy i 9 oficerów.”[iv]

„To była połowa lutego, a jeszcze półtora miesiąca wcześniej, w okresie Bożego Narodzenia, między walczącymi stronami panowała całkiem odmienna atmosfera:

Pod wpływem tęsknoty za domem miękły nasze serca i serca Rosjan. Fakt, ze byliśmy daleko od domu łączył obie strony. Pewnego dnia Rosjanie przysłali nam do wartowni głównej paczkę adresowana do naszego komendanta w Kuńkowcach. W paczce był list z życzeniami szczęśliwego Nowego Roku oraz kiełbasa i rosyjskie papierosy. (…)

Dowództwo twierdzy, w odpowiedzi na życzenia dowództwa rosyjskiego, pozwoliło na postawienie na gruncie neutralnym barwnie ozdobionej choinki, pod którą położono szynkę i inne podarunki. Na nasze święta Rosjanie nie strzelali, a na ich święta my mieliśmy zakaz prowokowania ognia.”[v]

Kiedy czytałam ten fragment Wspomnień… od razu przypomniała mi się antywojenna powieść Ericha Marii Remarque’a – Na Zachodzie bez zmian; przedstawienie przez pisarza okrutnej rzeczywistości I wojny, nie heroicznej i bohaterskiej walki żołnierzy na froncie, ale ich cierpienie oraz bezsensowność całego konfliktu. Z jednej strony ludzki obraz wojaka, uniwersalne wartości wręcz celebrowane przez obie strony, z drugiej – rozkaz wzajemnego mordowania się. To, co w powieści Remarque’a wydawało się odległe i w czasie, i w przestrzeni, przy cmentarzu w Chałupkach Bełwińskich nabrało zupełnie innego wymiaru.

Nasza podróż przez historię prowadziła na Nadgrodzenie. Po drodze minęliśmy plac po starej leśniczówce, która jeszcze kilkanaście lat temu stała w całkiem dobrym stanie. Tu, na terenie dawnych lasów Sapiehów, rzekomo mieszkał i został zabity jeden z ostatnich leśniczych okresu powojennego. Nieopodal stoi kapliczka z 1922 roku zbudowana przez pana Wąsika. Została ona odnowiona w 1984r, a sądząc po śladach jest miejscem często odwiedzanym przez okolicznych mieszkańców.

KAPLICZKA W LESIE

KAPLICZKA Z 1922

Ruszyliśmy leśną drogą. To na niej w 1947 zastawiono skuteczną zasadzkę na trzech ostatnich członków UPA grasujących po tym terenie.

WZGÓRZE NADGRODZENIE

W końcu dotarliśmy na Nadgrodzenie – najwyższy punkt w okolicy. Pan Zenek i Pani Bożena szybko odnaleźli wśród roślin tabliczkę z nazwą wzgórza. Tutaj też została zbudowana wieża obserwacyjna, jednak w wyniku pożaru i niszczącego działania czasu nie doczekała dnia dzisiejszego. Dookoła nas rozchodziły się rowy różnej głębokości. To nie naturalne ukształtowanie terenu przez strumienie leśne, ale okopy  – wciąż dobrze widoczne i zachowane, mimo że upłynął prawie wiek od ich powstania. Obrys okopów ciągnie się aż do wzgórza 361, gdzie toczyły się najcięższe walki.

OKOPY

OKRĄG OKOPÓW

Kiedy chodziliśmy po lesie, Pan Majer opowiadał o znalezionych łuskach, guzikach, nawet kościach, które następnie ekshumowano. Przystanęliśmy przy jednej z byłych ziemianek. Wystarczyła chwila, by tuż pod powierzchnią ziemi znaleźć łuski po wystrzelonych nabojach. Tych drobnych śladów historii jeszcze niedawno było znacznie więcej, ale ludzie z różnych powodów je zbierają. Sporo z nich wciąż kryje ziemia.

WZGÓRZE 361

Jednak historia Bełwina to nie tylko I wojna światowa. Dzieje wsi sięgają znacznie głębiej.

Nie w samym Bełwinie, lecz niedaleko, bo w odległości ok. 10 km, nad wsią Średnia znajduje się zabytek starszy niż piramida Cheopsa. Jest to niewielki kurhan kultury ceramiki sznurowej liczący sobie prawie pięć tysięcy lat. Archeolodzy odkryli tam m.in. pochówek kobiety.[vi] Dalsze znane losy wsi odnaleźć można w źródłach  z XVIIw., kiedy to właścicielami Bełwina była rodzina Kornikatów posiadająca także Kuńkowce, Łętownię i Wapowce.[vii]

Jak podaje Rejestr poborowy ziemi przemyskiej z 1628 roku najstarsza nazwa wsi to ‘Bełwina czyli Lubomirz’.[viii] W roku 1657 pojawia się nazwa ‘Bełgina’, natomiast w 1724 przekształcona nazwa ‘Bełwin’. Dalej, obok polskiej nazwy, występuje ruska ‘Bowyno’. Według językoznawców historyczna  firma nazwy wsi z języka polskiego brzmi ‘Bełżyna’, a z ukraińskiego ‘Bołhina’, od formy czasownika ‘bowkaty’ –  ‘bołkati’, czyli ‘gadać’, ‘paplać’, ‘bełkotać’, ‘bełgotać’. Nazwa ta miała się odnosić do przepływającego przez wieś szumiącego potoku górskiego będącego dopływem Sanu.[ix]

Istnieje też inna wersja powstania wsi – bardziej przypominająca dzieje bajeczne. Taką też podała mi moja rozmówczyni podczas nagrania, a potwierdzenie istnienia legendy znalazłam u Zdzisława Koniecznego:

„W czasie najazdów tatarskich ówczesna ludność wsi i miast uciekła na zachód lub kryła się w lasach, aby uchronić się przed jasyrem – niewolą tatarską. (…) Górzyste okolice Przemyśla były zalesione, a z uwagi na brak dróg mogły stanowić schronienie dla ludności. Według podania, w czasie najazdów tatarów, jeden z gospodarzy z wsi Maćkowice nazwiskiem Bełwin skrył się wraz z rodziną w okolicznych mało dostępnych lasach. O puszczeniu tych terenów przez Tatarów, nie wrócił już do Maćkowic, lecz wykarczował tyle lasu, aby uzyskane w ten sposób pole mogło zapewnić utrzymanie jego rodzinie. Wybudował też dom i zabudowania gospodarcze. (…) Z czasem jego rodzina powiększyła się. Powstały dalsze gospodarstwa. Rozrastająca się osada przekształcała się stopniowo w wieś.”[x]

Bełwin położony jest na wzgórzu, w otoczeniu lasów i w dolinie potoku Łętowianka. Dzieli się na kilka części, które w XIXw funkcjonowały jako odrębne nazwy: Brzegolina, Na Chałupkach, Pod Oblaski, Strytenyce, Tarnawa oraz – ku mojemu zdziwieniu i rozpaczy – Sobotówka, a nie Sabatówka, jak żeśmy zasłyszeli od mieszkańców. W nazwę naszej stadniny wkradł się więc błąd, gdyż nie pochodzi od sabatu, a raczej od soboty lub z innego źródła. Nie będziemy jednak jej zmieniać, bo już całkiem nieźle się przyjęła, a poza tym takie wiedźmy (zaznaczam, że to pozytywne stwierdzenie) tam mieszkają, że hej!

Jeśli chodzi lokalizację względem innych miejscowości, wieś sąsiaduje na pn.-zach. z Wolą Maćkowską, na pn.-wsch. z przysiółkiem Maćkowice Zagrody dalej Ujkowice Wołosówka, na wsch. z Łętownią, na poł. z Wapowcami, a na zach. z dużym obszarem leśnym ciągnącym się aż do Krzywczy.

BEŁWIŃSKI LAS

Ludność zamieszkująca Bełwin praktykowała wyznania greko- i rzymskokatolickie, niejednokrotnie rodziny były mieszane. W rejestrach pojawiają się wśród mieszkańców także Żydzi. Do czasów repatriacji oraz zajść z grupami UPA różnorodność wyznania nie stanowiła większego problemu. Trudniej było po II wojnie światowej, w czasie akcji „Wisła”, kiedy to mieszkańcy opuszczali objęte w posiadanie gospodarstwa w obawie przed napadami i mordami. Zresztą obie wojny światowe ze względów strategicznych zaowocowały spaleniem Bełwina. Część ze zniszczonych gospodarstw nigdy nie została odbudowana. Tak w niebyt odeszła świetlica, podobno karczma. Zdecydowana większość wioski obecnie ulokowana jest od strony granicy z Łętownią. W Sobotówce rezydują teraz konie, stoi też maleńka leśniczówka, Na Chałupkach ostały się trzy domy.

Szkoła podstawowa, którą powołano po II wojnie światowej przestała istnieć, a w jej miejscu urządzono kaplicę i świetlicę. Stary cmentarz jest nieczynny od lat ’60. Na polach pozostały sady po dawnych właścicielach. O tych sadach w wywiadzie z Panią Olgą Hryńkiw dla „Przemyskiego Przeglądu Kulturalnego” z ciepłem mówi dyrektor Arboretum i Zakładu Fizjografii w Bolestraszycach, dr Narcyz Piórecki:

„Jabłoni najwięcej po drodze na Nowe Sady, w Pacławiu, na Kalwarii. I w Ujkowicach piękne są! Bełwin – tam w ogóle powinien być skansen. Po akcji „Wisła” zostały sady, ślady po gospodarstwach, idealne miejsce na ścieżkę dydaktyczną, taki park kulturowo-krajobrazowy, najlepiej z kilkoma chałupami typowymi dla okolic Przemyśla, bo to specyficzny typ budownictwa, inny niż na przykład w Sanoku. (…)

Dzisiaj jabłka kupujemy i jemy. Czasami, choć pewnie już rzadko, robimy jeszcze przetwory. A kiedyś każde jabłko miało swoje przeznaczenie: jedne były do kiszenia, inne do jedzenia, jeszcze inne do suszenia, a inne na przednówek, kiedy trzeba było krowę wykarmić, zanim trawa wyrośnie. My dzisiaj nie wiemy, co to jest przednówek, a te stare odmiany, dobrze przechowujące się przez całą zimę, miały strategiczne znaczenie dla przetrwania. Ja nie żartuję: teraz mamy globalną wioskę i winogrona o każdej porze roku. A dawniej pierwszymi nowalijkami były właściwie papierówki. Czyli – wszystko, co zebraliśmy z pola czy z sadu, miało wystarczyć jak najdłużej i jak najdłużej się przechować. Z jabłek robiło się na przykład ocet, a ocet był ważny – na choroby, na rany, na odgrzybianie. No i bimber – to była przecież waluta! Jabłonie, których owoce służyły do kiszenia, wyginęły najszybciej, bo od dawna nikt u nas jabłek nie kisi. A słynna polska kaczka z jabłkami robiona była z kiszonymi właśnie! Śmialiśmy się z dziadkowych jabłek, że takie twarde, że szyby nimi wybijać można… A one twarde były specjalnie po to, żeby się w kiszeniu nie rozsypały. Zapomnieliśmy po prostu, że dawniej od wiosny zaczynały się nie wakacje, ale prawdziwa walka o przeżycie następnej zimy. Nieustanne pogotowie: zebrać jak najwięcej, jak najdłużej przetrzymać i kiedy przyjdzie zima – przeżyć. To inny sposób myślenia był.”[xi]

JABŁONIE W MARCU

 SAD W MARCOWEJ SZACIE

CHORUJĄCA JABŁOŃ

STARE JABŁONIE

Chodzę polami, mijam sady, przejeżdżam obok cmentarza… Od czasu tych kilku rozmów z mieszkańcami zmienił się mój sposób myślenia o Bełwinie. To już nie mała wioska, gdzie w latach ’80 mama i Heniek postanowili założyć stadninę, ale miejsce pełne historii, ran i bolączek – od jakiegoś czasu również naszych. W jakiś sposób trzeba ocalić je od zapomnienia. Dr Piórecki odnawia stare szczepy jabłoni, Zenek Majer wskrzesza cmentarze, ja opisuję to, co usłyszałam, przeczytałam, zobaczyłam… żeby nikt za kilka lat nie śpiewał o Bełwinie:

„W szczerym polu biały krzyż

Nie pamięta już,

Kto pod nim śpi …”[xii]

WIOSENNE OCZYSZCZANIE SADÓW


[i] J. Vit; Wspomnienia z mojego pobytu w Przemyślu podczas oblężenia rosyjskiego 1914-1915; tł. L. Hofbauer i J. Husar; Przemyśl 1995; s. 62.

[ii] zob.: Wskrzeszony cmentarz [artykuł w:] „Życie Podkarpackie” z dn. 29 października 2008.

[iii] tamże

[iv] J. Vit; op. cit.; s. 71 i 73.

[v] tamże; s. 65 i 66.

[vi] zob.: http://www.przemysl.pl/turystyka/informacje_i_historia/warto_zobaczyc_okolice_przemysla/

[vii] zob.: tamże; s. 9.

[viii] zob.: Rejestr poborowy ziemi przemyskiej z 1628 roku; wyd.: Z. Budzyński i K. Przyboś; Rzeszów 1997, s. 94,1774; [cyt. za:] Z. Konieczny; Bełwin. Zarys dziejów.; Przemyśl 2003; s. 7.

[ix] zob.: W. Makarski; Nazwy miejscowości dawnej ziemi przemyskiej; Lublin 1996; s. 32; [cyt.za:] Z. Konieczny; op. cit.; s.7.

[x] Z. Konieczny; op. cit.; s. 7-8.

[xi] [Wywiad:] Mona lisa, concorde i lokalna bukówka to nasz wkład w dorobek ludzkości . [w:] „Przemyski Przegląd Kulturalny”. Kwartalnik.; 3 (10) 2008.; s. 62.

[xii] Biały krzyż; sł. J. Kondratowicz, muz. K Klenczon, wyk. Czerwone Gitary.

23 thoughts on “SABATOWKA Z HISTORIA W TLE

  1. maszynagocha pisze:

    Jakie smutne te cmentarze. To pocieszające, że są tacy, którzy próbują przywrócić je ludzkiej pamięci. Kurhany, cmentarze, pozostałości starych wsi, ich zwyczajów to przecież historia, nasze korzenie. Jak to dobrze, że znów ktoś o nich pamięta. 🙂 Pozdrawiam.

  2. Tomasz Wisniowski pisze:

    REWELACJA !

    MAM GDZIEŚ 2 ZDJĘCIE GRUPOWE MIESZKAŃCÓW WSI (POŻNĘ LATA 50-TE), POSZUKAM I PODEŚLE…

    Pozdrawiam
    VISNIA

  3. nobody pisze:

    Pięknie opisana historia. Uwielbiam słuchać starych ludzi, którzy w tak ciekawy i fascynujący sposób przekazują opowieści sprzed lat. W nich tkwi ten sentyment i radość przeżytych dni, mimo wojny, tułaczki i straty najbliższych, wciąż noszą na ustach radość i nadzieję.
    Kiedy uśmiecham się na ulicy, zwykle to oni, ludzie starzy, odpowiadają uśmiechem.
    Czasem mijam w drodze do lasu, na ławeczkach starszą panią. Siedzi samotna, zamyślona i smutna. Kiedy się do niej uśmiecham odpowiada uśmiechem. W zeszłym tygodniu usiadłam koło niej i zobaczyłam zmęczone życiem dłonie.Całe życie tyrała w więzieniu na kuchni. W czasie wojny obserwowała zza krat swojego męża, który został pochwycony w lasach jako działacz podziemny…Nie miałam odwagi wyciągnąć aparatu i zrobić jej zdjęcie. Czasami przeżycia i oczy zapisują więcej emocji niż fotografia. Teraz już wiem, że do lasu chodzę nie tylko po oddech, kore na bransoletki, ale po to by dać komuś nadzieję i uśmiech.

  4. Znakomita praca, z chęcią całą historię przeczytałem, wielkie dzięki.
    Polskie słowo sobota pochodzi z greckiej nazwy soboty: sabbaton, więc proszę się nie martwić, że to jakieś zniekształcenie. Podejrzewam zresztą, że nazwa osady pochodzi raczej od nazwiska Sobota niż od nazwy dnia tygodnia.

  5. Pani Peonia pisze:

    Znakomita opowieść. Takie blogi są na wagę złota.

  6. signe pisze:

    przeczytałam z wielką ciekawością, jakiś czas temu słyszałam o tych fortach z I wojny, trochę o tym, co się tam wtedy działo, i że te różne drobne przedmioty po ludziach tam się wciąż znajduje, bardzo dziękuję, że mogę wiedzieć więcej i to zobaczone teraz, wspaniała praca!!!

  7. signe pisze:

    poczekam, to będzie ważne!

  8. Liana pisze:

    OMG I soooooo want to know what you’ve written about these haunting photos!

  9. Wiedźma pisze:

    Już wiem co to jest Sabatówka, a przeczytałam z wielkim zainteresowaniem . Wspaniale, że tu trafiłam

  10. Andrzej pisze:

    I kto by pomyślał, że między drzewami skrywa się tyle tajemnic. Nie odpuszczę, kiedyś wpadnę na Sabatówkę i mam nadzieję znajdziecie chwilę by oprowadzić ciekawskiego włóczykija po okolicy? 😉 Konno oczywiście! 😉

  11. Petra Hofbauerova pisze:

    I am glad that szlak Jana Vita is still existing.
    Thank you for the pictures and the article.
    Greetings from the Czech Republic.

    • SABATOWKA pisze:

      Thank You for Your voice. Jan Vit’s trail existing, but many people don’t remember or don’t knows about it. I wanted to remind people that such a place exists and that every place has its own history. I do not know the history as well in order to write about it, but I tried.

  12. guenphoto pisze:

    Bardzo wartościowy materiał, zawsze lubiłam mieć świadomość cóż wcześniej się wydarzyło w miejscach, które odwiedzam. Piszę się też na oprowadzenie. Zaczarowałaś mnie tą opowieścią 😉

Dodaj komentarz

Google Translate

  • 106 557 VISIT

MOST POPULAR

CONTACT
Alvani na sprzedaż!
ABOUT SABATÓWKA
FOTOGALERIE

Archiwum